Drugiego dnia przemieszczam się bardziej na południe, aż na Węgry. W sumie to nie jest aż tak strasznie daleko 😉 Za swoją bazę wypadową obieram ogromny parking przy kąpielisku miejskim jeszcze po stronie słowackiej w mieście Štúrovo. Po przygotowaniu do jazdy ruszam niezwłocznie w drogę. Bez zbędnych postojów kieruję się na most graniczny na Dunaju. Most Marii Walerii. Otwarty został w roku 1895. Zburzony w 1919 roku. Odbudowany osiem lat później. Ponownie zniszczony przez wycofujące się wojska niemieckie w 1944 roku. Odbudowano go dopiero w 2001 roku. Obiekt nosi imię Habsburskiej księżnej
Na południowym brzegu są już Węgry i pierwsza stolica tego państwa Esztergom(Ostrzyhom).
Osada pamięta czasy rzymskie. Węgrzy uważają miasto za kolebkę węgierskiego cheścijaństwa. To tutaj w 1000 roku ówczesny król Węgier, Stefan I Węgierski przyjął chrzest. Miasto uważane za pierwszą historyczną stolicę państwa Węgierskiego.
Nie sposób przejeżdżając przez most na Dunaju nie zauważyć monumentalnej bazyliki. Świątynia ta została wzniesiona w miejscu zniszczonego przez Turków kościoła św. Adalberta. Jest to największy kościół na Węgrzech i jednocześnie jedna z najważniejszych świątyń w kraju.
Podczas gdy kilkukrotnie w minionych latach odwiedzałem miasto to nigdy poza centrum lub samą bazyliką nie skupiałem się na innych częściach Esztergomu. Dzisiaj postanawiam podjechać na sąsiednie wzniesienie gdzie stoi kaplica św. Tomasza. Liczyłem na ładny widok na miasto i się nie rozczarowałem.
Kieruję się tam jedną z główniejszych dróg. Nosi ona oznaczenie łatwe do zapamiętania 1111. Tak docieram na wysokość bliską 600 metrów. Dość sporo jak na topograficzne warunki Węgier. Kraj jest jednak dość nizinny 😉 Przy skrzyżowaniu dróg znajduje się niewielki parking gdzie zmieści się kilkanaście samochodów.
Odbijam w prawo na dość dobry asfalt. Tutaj samochodem już nie wjedziemy bo drogę zagradza szlaban. Zresztą to teren paku narodowego. Nie jest to zbyt wymagająca trasa, która pod samym szczytem przechodzi w zniszczony szuter.
Tutaj na szczycie znajduje się opuszczona baza wojskowa. Wygląda ewidentnie jakby znajdowały się tu w przeszłości stanowiska rakietowe.
Widoki z góry są całkiem ładne. Dzisiaj niestety niezbyt dalekie bo powietrze jest dość mętne, ale przy odpowiednich warunkach można stąd dostrzec i Tatry !
Na jednym z dawnych obiektów wojskowych postawiono schron turystyczny.
Na dół zjeżdżam tą samą trasą którą tutaj wjechałem. Szybko jakoś to minęło 😉 Po dotarciu do głównej drogi odbijam na Pilisszentkereszt. Zaraz na samym początku miejscowości odbijam w las na trasę rowerową. Ładny asfalcik tutaj jest. Jednak w pewnym momencie trzeba ponownie odbić, ale tym razem już na leśną drogę ze zniszczoną nawierzchnią. Trochę zaczyna być wymagająca jazda po tym luźnym tłuczniu. Ciężko też było wybrać właściwą trasę. Ja wybrałem złą, taką bardziej stromą gdzie nie dałem rady podjechać końcówki. Wiem , że wybrałem złą bo wracałem już tą łatwiejszą 😉
Docieram na szczyt Pilisszentkereszt(639 m). Stoi tu kolejna wieża widokowa o takich trochę innych kształtach. Fajnie, że jest tu darmowy wstęp.
W porównaniu do najwyższego szczytu pasma tutaj kręci się kilkanaście osób. Na Pilis spotkałem tylko starsze małżeństwo.
Tak jak wcześniej napisałem zjeżdżam inną trasą. Kieruję się na Szentendre. Mam zamiar wracać po drugiej stronie Dunaju. Ale najpierw zwiedzanie miasta.
Nawet bez wieży jest tu fajny punkt widokowy. Mimo wszystko wieża robi robotę. To zupełnie inna perspektywa . Widoki na zakole Dunaju są genialne ! 😍
Szenteendre uznawane jest za jedno z piękniejszych miast w środkowej Europie. Panuje tu klimat podobny do tego śródziemnomorskiego. Mieszka tu bardzo wielu artystów, podobno kilkuset. Podobnej liczebności jest mniejszość serbska. Tutaj wszystko jest jakby bardziej ospałe, bardziej spokojne. Ponoć mieszkańcy sąsiedniego Budapesztu często wybierają to miasto by uciec od zgiełku stolicy Węgier. Ja się im nie dziwię. Jestem tu po raz drugi i faktycznie muszę przyznać, że mimo bardzo wielu turystów nie ma tu tego zgiełku, a sama atmosfera jest taka bardziej ospała.
Centrum miasta to trójkątny rynek otoczony prześlicznymi kamieniczkami z centralnie usytuowanym krzyżem morowym.
Jednym z głównych miejsc w mieście godnych odwiedzenia jest wzniesienie Templom Ter i stojący tam kościół św. Jana Chrzciciela.
Samą stolicę Węgier chcę pominąć dzisiaj. Tym bardziej, że jest już i tak dość późno. Jednak by przedostać się na drugi brzeg Dunaju muszę dotrzeć do mostu autostradowego. Tam wiedzie bardzo fajna ścieżka rowerowa.
Kiedyś już tu byłem, ale w nocy, a w nocy to wiadomo trochę mniej widać. Teraz dotarłem tutaj tuż przed zachodem słońca.
Vac to takie bardziej kameralne miasto. Nie sąsiaduje z Budapesztem tak jak odwiedzone wcześnie przeze mnie Szentendre i pewnie dlatego mniej tutaj dociera turystów. Ale też muszę brać pod uwagę fakt, że to jest piątek i tutaj jest normalny dzień pracy. Nie tak jak w Polsce gdzie część osób bierze wolne by mieć dłuższy weekend wolny 😉
W mieście sporo ciekawych obiektów. Najważniejszą świątynią jest oczywiście katedra pochodząca z 1777 roku. Oprócz głównego kościoła w mieście zobaczymy tu również wiele innych świątyń.
Jadę dalej wzdłuż Dunaju na zachód. Docieram do charakterystycznego zakola rzeki w Nagymaros. Tutaj przerwa na klasycznego langosza i oglądanie zachodu słońca.
Podążam dalej na zachód. Jadę po genialnej ścieżce rowerowej, ale im bliżej granicy ze Słowacją tym więcej przychodzi mi się poruszać głównymi drogami. O tej porze nie jest tak źle z natężeniem ruchu samochodów.
Granicę przekraczam mostem na rzece Ipoly w miejscowości Chľaba. Pozostało mi kilkanaście kilometrów na parking gdzie mam zamiar spędzić nadchodzącą noc.
Był jeszcze pomysł by pokręcić się wieczorem po okolicy i porobić nocne zdjęcia, ale po dotarciu na miejsce i ogarnięciu się jakoś odeszły mi te chęci 😉
Dystans dnia 140,7 km























































































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz