Strony

czwartek, 23 maja 2019

Święta Wielkanocne 2019 na kole... - Dzień 1 - 20.04.2019

Nie wiem jak u innych, ale u mnie okres świąteczny to zawsze dodatkowy wolny czas, który mogę spożytkować na coś co lubię, a że lubię śmigać na rowerze to przeważnie tak robię..., chociaż nie... Przecież z reguły święta to grudzień lub marzec, a to raczej niezbyt ciekawy czas na rower(zimno, śnieg etc.) chociaż staram się... W tym roku święta wielkanocne wypadają dość późno bo w drugiej połowie kwietnia, a to już czas gdy teoretycznie powinno być dość ciepło, a i dni są znacznie dłuższe i świat zaczyna wybuchać wiosenną zielenią😀



Pogoda według prognoz ma być bardzo ładna, a przede wszystkim ma być w końcu ciepło ! By tym razem nie mieć problemów z wczesnym wstawaniem decyduję się na sprawdzoną metodę czyli po prostu nie kładę się spać 😉 Kwiecień to czas gdy robię pierwsze wypady dłuższe aniżeli jednodniowe. Ostatnimi czasy na taki początek sezonu rowerowego obieram kurs na południowe Morawy i nie inaczej było tym razem. Ruszam po północy. Jest tak ciepło, że całą noc jadę w krótkich spodenkach ! Szybko na świeżości pokonuję Jesioniki i potem już łatwizna czyli przejazd przez region etnograficzny Haná. To dość rozległy obszar na Morawach rozciągający się pomiędzy miastami Zábřeh, Holešov, Vyškov i Uničov. Tereny dość płaskie i jadę z dość dużą prędkością średnią. W Litovelu łapię gumę bo zbyt szybko chciałem wjechać na ścieżkę rowerową, a okazało się że krawężnik jest tam zbyt wysoki ! Ze zmianą dętki jednak szybko się uporałem 😋

W Prostějovie zaczyna świtać, ale aparat wyciągam dopiero kilkanaście kilometrów dalej. Zaplanowałem sobie, że wschód słońca obejrzę ze wzniesienia Předina (313 m). Jest tam wieża widokowa bardziej przypominająca ambonę myśliwską. Ta jednak usytuowana jest po przeciwnej stronie i trochę trudno byłoby z niej obejrzeć wschód słońca 😉




Słońce wstaje, a ja mam na liczniku już 134 km pokonane. Teraz już nie będzie pośpiechu. Zaczynam poznawanie miejsc, w których jeszcze nie byłem, ale odwiedzam również miejsca gdzie wielokrotnie bywałem. O poranku jest jednak dość chłodno. Ale z racji, że jestem w ciągłym ruchu to tego chłodu tak nie odczuwam.


Przez niewielkie miejscowości jadę po wytyczonej trasie rowerowej nr. 5040. W Dobromilicach stoi barokowy pałac. Podobnie jest w miejscowości Doloplazy. W tym drugim obecnie ma swoją siedzibę urząd miejski.



W Doloplazach pierwsze dziś zakupy i kawałek dalej śniadanko, ale to gdy już minąłem Ivanovice na Hané i zrobiło się przyjemnie ciepło 😉 Wbijam na Litenčická pahorkatina.




Po drugiej stronie wzniesień podjeżdżam pod pałac w Hvězdlicach.


I zmierzam wzdłuż linii kolejowej przedzielającej pasma Chřiby i Ždánický les do miasta Kyjov. To już południowe Morawy, kraina słynąca przede wszystkim z bardzo dobrego wina, ale i fotografowie wzdychają do tutejszych pofalowanych krajobrazów 😉





Nie wiem, ale na mnie nie robią wrażenia tutejsze widoki. Być może nie jestem zbyt wrażliwy lub jestem o nieodpowiedniej porze dnia. Chociaż bywało się w tych okolicach i o wschodzie słońca i o zachodzie. W okolicy Strážovic jest chyba najbardziej rozpoznawalna morawska kapliczka - kapliczka św. Barbary. Setki razy widywałem jej zdjęcia, a teraz ja tu jestem, ale zdjęcia robię z drona.



Znacznie ciekawiej dla mnie wyglądają okoliczne sady i winnice...




Przez niewielkie miejscowości docieram do "Ogrodu Europy" czyli kompleksu parkowego-pałacowego Lednice-Valtice.




Tak wiele razy odwiedzałem to miejsce i ciągle jeszcze tyle mam w tej okolicy do zobaczenia. Teraz posiadając drona mogę spojrzeć na okolicę z nowej perspektywy. Jednak w godzinach gdy tereny te są wręcz oblężone turystycznie zachodzi obawa, że mógłbym się zderzyć z innymi użytkownikami przestworzy. Gdyby to było np. we wczesnych godzinach porannych to miałbym więcej odwagi 😉 Staram się więc trzymać w bezpiecznej odległości. Powiedziałbym nawet, że zdjęcia wykonuję spoza całego kompleksu, który notabene jest wpisany na światową listę dziedzictwa UNESCO.







Żar leje się z nieba. Czuję, że mam coraz bardziej spaloną skórę na ramionach. Tak to jest gdy dopiero drugi raz w roku jeździ się w krótkim rękawku 😉




Podążam ku granicy z Austrią. Przekroczyć granicę mam zamiar tuż za Valticami. W mieście robię jeszcze zapasy na dalszą drogę bo z tego co kojarzę to wielka sobota w Austrii jest dniem wolnym i mało prawdopodobne bym napotkał na swojej drodze coś otwartego.






Okazuje się, że droga po austriackiej stronie jest nieczynna ze względu na jakiś remont. Widząc jednak jakiegoś rowerzystę jadę za nim. Bezproblemowo rowerem dało radę przejechać. O ile po czeskiej stronie ruch na drogach bardzo duży i rowerzystów ogrom tak po austriackiej stronie kompletne pustki. Przez kilka pierwszych kilometrów nie spotkałem nikogo na drodze poza dwoma cyklistami ! Zastanawiam się tylko co oznaczają te wszystkie powywieszane przy głównej drodze skarpety 😜



Przemierzając północną część Dolnej Austrii można natknąć się na wiele zamków oraz ruin. Falkenstein to niewielka miejscowość nad którą górują ruiny o tej samej nazwie. W dosłownym tłumaczeniu to zamek na Sokolej Skale. Malowniczo położony obiekt, którego początki sięgają połowy XI wieku. Koniec twierdzy nastąpił gdy jego właściciele w XVII wieku zdecydowali o rozbiórce obiektu i pozyskaniu z niego materiału budowlanego.




W niewielkiej odległości znajdują się inne ruiny, ale znacznie gorzej zachowane. Mowa tu o zamku Staatz.



Dziś chciałem dotrzeć w okolice Znojma. Po drodze przejeżdżam przez miasto Laa an der Thaya. To urokliwe miasteczko liczące niewiele ponad 6 tyś. mieszkańców zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie Republiki Czeskiej. W to pogodne świąteczne i wręcz upalne popołudnie miasto świeci pustkami. Tylko kilka osób siedzi na rynku.






Zanim powstało miasto w tym miejscu stał zamek i stoi do tej pory. Pochodzi on z XII wieku i ostatnio przeszedł spory remont.



W przeszłości miasto było otoczone murami obronnymi z czterema wieżami, które zostały rozebrane w XIX wieku, a ostała się jedynie narożna wieża Reckturm z przylegającymi do niej z dwóch stron fragmentami murów.


Wracam na czeską stronę granicy. Tuż przed zachodem słońca docieram do Jaroslavic gdzie nad tamtejszymi stawami oglądam zachód słońca.



Jeden dzień jazdy w krótkich gaciach i opalenizna już konkretna. Oj będzie piec skóra następnego dnia 😁



Jaroslavice to interesujące miasteczko i w przeciwieństwie do tych po austriackiej stronie granicy tutaj tętni życie. Otwarty sklep jak również kilka knajp gdzie siedzi wielu miejscowych😀


W Jaroslavicach znajduje się jeden z największych renesansowych pałaców na Morawach. Został on przebudowany w stylu barokowym. Obecnie opuszczony, zaniedbany i niszczejący.



Robi się ciemno. Nie chce mi się już uderzać do Znojma. Wolałbym zwiedzić miasto za dnia bo w nocy byłem tam już dwukrotnie. Teraz decyduję się na rozwieszenie hamaka w lesie gdzieś pomiędzy Znojmem, a Konicami. Tej nocy przetestuję nowy nabytek jakim jest podpinka ocieplająca do hamaka 😀



I takim sposobem udało się wykręcić ponad 300 kilometrów oraz zrobić łącznie ponad 3k podjazdów !



Oczywiście w relacji jest tylko garstka zdjęć, które wykonałem tego dnia. Więcej znajdziecie w galerii pod adresem: https://photos.app.goo.gl/dzkaJCtSc7JnXqHR7


4 komentarze:

  1. Pogoda Ci się trafiła. W ogóle chyba kwiecień był lepszy niż maj do tej pory.

    A w Laa ten ratusz to kopia wiedeńskiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o pogodę w weekendy to nie widzę różnicy. Zarówno w kwietniu jak i w maju mam dobrą pogodę i tylko raz do tej pory w maju padało w niedzielę. No i majówka była nieszczególna pogodowo :/

      Według mnie ten ratusz nie jest podobny ani trochę do tego w Wiedniu..., w każdym bądź razie kopią to on na pewno nie jest ;)

      Usuń
    2. Maj jest - moim zdaniem - bardziej deszczowy. No, ale ja patrzę przez pryzmat całego miesiąca, nie tylko weekendów.

      Co do ratusza to podobieństwo widzę, choć faktycznie chyba nie nazwałbym go kopią :P Ktoś się zagalopował z tym porównaniem, już bardziej liberecki.

      Usuń
  2. Takie święta to ja szanuje :D Jednak u mnie w rodzinie by to nie przeszło na pewno

    OdpowiedzUsuń