Strony

piątek, 6 października 2023

Rowerowy Eurotrip 2023 - Dzień 3 - 28.06.2023

Budzi się kolejny dzień. Tym razem znacznie ładniejszy aniżeli wtorek i tak ponoć ma być cały dzień choć w zależności od tego gdzie będę jechać może przytrafić mi się jakiś przelotny deszczyk 😉 W każdym bądź razie staram się wykorzystać ten dzień i wyruszyć w trasę dość wcześnie. A poranek jest dość rześki....

Na początek kieruję się na Fiľakovo. Kiedyś tędy przejeżdżałem, ale nawet nie zatrzymałem sie w tym mieście. A teraz wiem, że warto tu się zatrzymać chociażby dla ruin zamku.

Pierwsze wzmianki na temat tutejszej warowni pochodzą z XIII wieku. Wojska Macieja Korwina zdobywają obiekt w roku 1483. W kolejnym stuleciu przebudowano go na renesansową fortecę. Zamek był w czasach świetności jednym z największych i najważniejszych w regionie. Stanowił element linii obrony przeciwko Turkom. Niestety wojskom tureckim udaje się zdobyć zamek w roku 1554 i rządzić na nim niemal 40 lat. W 1682 roku spłonął i od tamtej pory pozostaje w ruinie...




Ważną sprawą dla mnie jest potrzeba zrobienia zakupów. Nic mi nie pozostało do jedzenia i dopiero po odwiedzinach miejscowego Lidla robię sobie śniadanie. 

Tak w ogóle odniosłem wrażenie, że już chyba jestem na Węgrzech. Jednak tutejsza mniejszość węgierska jest spora. W sumie to mniejszością tak naprawdę są tu sami Słowacy, których mieszka tu raptem 28 %. Natomiast Węgrów jest aż 53,5 % ! Język węgierski słychać tu na każdym kroku. Podobnie jak reklamy i bilbordy też są w tym języku.




Kieruję się ku granicy z Węgrami. Bardzo przypadły mi do gustu okoliczne tereny. Jest malowniczo, a trasa nie jest zbyt wymagająca bo droga wije się wśród zielonych wzgórz. 







Tą przekraczam w Tachty/Cereed. Tutaj sobie uświadomiłem, że kiedyś tedy już jechałem wracając z najwyższego szczytu Węgier - Kekes.





Pétervására kolejne zakupy i tu odbijam w kierunku Gór Bukowych.





Pogodę mam ciągle wyśmienitą. Co prawda chmurek przybywa, ale jest bardzo przyjemnie jechać po tych malowniczych terenach. Mimo drogi krajowej niemal nie spotykam samochodów.




Dwa ostre zakręty i szybki zjazd do miejscowości Egercsehi. Pewnie normalnie bym się tu nie zatrzymał nawet, ale moją uwagę przykul ciągnik parowy stojący jako pomnik. Obok pomniczek upamiętniający funkcjonującą do 1990 roku kopalnię węgla kamiennego. Węgierskiego nie rozumiem ani trochę, więc tablice informacyjne napisane w tym języku są mi zupełnie zbyteczne. Natomiast po zdjęciach wywnioskowałem, że kiedyś w tej okolicy funkcjonowało górnictwo.






Droga do miasta 
Bélapátfalva jest dość mocno pokręcona. Dodatkowo mam wiele podjazdów. Na szczęście niezbyt wymagających. Ale małe wyzwanie dopiero przede mną bo na horyzoncie widać już Góry Bukowe.





Bélapátfalva stoi sobie niewielki parowóz TKh103. Jego produkcja przypada na lata 1885 - 1908, więc jest dość leciwy 😉




I już ostatnia prosta do Szilvásvárad. Potem zaczną się już większe trudności. Szilvásvárad to bardzo popularne miejsce wśród turystów. Te okolice są chyba najbardziej obleganymi przez ludzi w całych górach Bukowych. Dobre miejsce na wycieczkę. Wszystko za sprawą doliny Szalajka. Znajduje się tu malowniczy wodospad Fátyol  i wiele innych atrakcji takich jak jaskinia człowieka pierwotnego, muzeum leśnictwa, park przygód. Zwiedzać można pieszo, rowerem, a jak ktoś chce więcej wrażeń to może się przejechać kolejką wąskotorową. Ja nawet nie myślałem by tam jechać. Ale z tego co zauważyłem to bardzo duży odsetek wśród turystów to Polacy 😉

Po kilkuset metrach od stacji kolejki wąskotorowej odbijam w lewo i rozpoczynam mozolny podjazd pod górę. Oj dało mi popalić słońce na tym podjeździe.





Trasę tą wybrałem ze względu na znajdującą się niedaleko wieżę widokową. Samą końcówkę musiałem wpychać rower bo było tak stromo. Wieża jest drewniana, a wstęp to koszt 500 forintów. Tak przynajmniej pisze na bilecie wstępu bo ode mnie taka babochłop zawołała 1500 forintów ! Na moje stwierdzenie, że to chyba jakaś pomyłka skwitowała, że nie i mogę nie wchodzić na wieżę jak mnie nie stać 😲 Gdzieś czytałem, że na Węgrzech przyjezdnych traktuje się inaczej, gorzej(czytaj: muszą płacić więcej jak krajanie). Nie sądziłem jednak, że taka hipokryzja i mnie spotka. A tego dnia miałem jeszcze próbę oszustwa w sklepie w Miszkolcu. Na szczęście tam się nie dałem. Tutaj na wieżę chciałem wejść tym bardziej, że włożyłem sporo wysiłku by się tutaj dostać i niestety nie miałem alternatywy. Paragonu ten babsztyl nie wystawia i nie byłbym w stanie nic jej udowodnić 😕

Zapłaciłem i wszedłem na tą wieżę i powiem, że widoki z niej jakoś nie powalają. Co prawda w kierunku zachodnimi północnym coś tam widać, ale w pozostałych kierunkach to tylko zalesione szczyty i to w dodatku znacznie wyższe.









Dalsza trasa jest dla mnie dość nudna. Co prawda jedzie się przez przyjemnie lasy liściaste, ale nic tam dla mnie ciekawego. Widoków też zero. Żeby cokolwiek zobaczyć to musiałbym sporo zbaczać z wytyczonej trasy, a na to w dniu dzisiejszym już sobie nie mogę pozwolić. I co gorsza skądś nadciągnęła burza. Kilka razy się błysnęło, grzmotnęło i walnęło deszczem i się skończyło. Najgorsze, że miało to miejsce na zjeździe gdzie mógłbym podgonić drogi, a tu wali wodą z kół po twarzy 😋





Do Miszkolca wydawało mi się, że wybrałem najłatwiejszą trasę. Ogólnie przez to pasmo górskie dość długo się przedzierałem. Wyszło przeszło 40 kilometrów po górzystym terenie. I na koniec gdy wyjechałem nad niewielkim jeziorem Hamori było już dość późno. Ale po deszczu ładnie się wypogodziło.

Nad jeziorem w okresie międzywojennym wybudowano z rozmachem hotel 😉 




Miszkolc jest czwartym pod względem wielkości miastem Węgier. Lich przeszło 160 tyś. mieszkańców.

Przejazd przez przedmieścia w kierunku centrum bardzo mi się dłuży. I to nawet mimo, że jadę z dość dużą prędkością.

Na samym początku przejeżdżam pod jednym z najważniejszych średniowiecznych zamków Węgier - Diósgyőr. Prace rekonstrukcyjne na zamku prowadzone są z przerwami od roku 1953.


Troszku pokręciłem się po ścisłym centrum. Zbliża się już koniec dnia i na palce oraz uliczki zagląda ciepłe słoneczne światło. 







Na koniec jeszcze podjeżdżam pod jedyną ocalałą synagogę.





No i podstawowa sprawa to zakupy. Bez tego nie będę miał co zjeść na kolacje i tym bardziej na śniadanie 😉
 

Opuszczam Miszkolc i kieruję się na miejscowość Onga i dalej do Gesztely.




Jeszcze kawałek i zastaje mnie zachód słońca....



 Na noc zatrzymuję się niedaleko rzeki Tisza. Przekroczę ją już następnego dnia. Teraz rozkładam biwak gdy jeszcze jest jasno. To optymalna pora 😊

 Kilometrów dziś troszkę mniej, ale trasa była znacznie bardziej wymagająca 😉


Statystyki Dzień 3:

Dystans: 186,08 km
Czas jazdy: 11:04:15
Średnia: 16,8 km/h
Max: 53,89 km/h
Suma podjazdów: 1358 m
Wys. maks: 876 m n.p.m.

I na koniec poglądowa mapka trasy, którą pokonałem dnia trzeciego.


cdn


5 komentarzy:

  1. Z wyższymi cenami dla obcokrajowców się jeszcze nie spotkałem, ale z próbami oszustwa owszem. Niestety, Orban u Madziarów wyzwolił bardzo dużo złych zachowań.

    Ten zamek w Miszkolcu to coraz bardziej przypomina Bobolice...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dla obcokrajowców jest taka sama cena wstępu jak dla wszystkich innych, ale chciała sobie dorobić. Baba miała pole do popisu. Przecież nikt jej nie udowodni oszustwa bo nie wystawia paragonu. A jak ktoś nie będzie chciał więcej zapłacić to ona przecież na tym nic nie straci tylko jej pracodawca bo turysta nie wejdzie na wieżę ;)

      Usuń
    2. Spróbuj to opisać w ocenie na google maps. Ja kiedyś opisałem proszę oszustwa w lodziarni w Gyor i pisał do mnie właściciel tego lokalu aby podał dokładną datę i godzinę, to on wyciągnie konsekwencje ;)

      Usuń
  2. Trzeba było drona odpalić koło tej wieży. I środkowego palca babie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Park Narodowy i dronem nie wolno latać. Chociaż zauważyłem, że Węgrzy mają wszystkie przepisy w dupie. Ostatnio aż trzech jednocześnie latało w Tatrach Słowackich ;)

      Usuń