Po kolejnej drzemce pora wstać w oczekiwaniu na wschód słońca. W sumie to nawet nie wychodziłem ze śpiwora ;)... Słońce wychyla się zza Rohacza Płaczliwego... Jeszcze przed wschodem słońca na szczyt dociera trójka Słowaków z rowerami(wśród nich jedna dziewczyna). Zmuszam się w końcu i wychodzę z ciepłego śpiwora. Robię obchód okolicy. W tym czasie Grzesiu smacznie śpi ;)
Później ucinam sobie kolejną drzemkę. Gdy się budzę to słońce już przyjemnie grzeje. Kolejna sesja foto i robimy sobie śniadanie.
Od najwyższego szczytu Wielkiej Fatry idą pierwsi turyści. Kilka zdjęć i ponownie zasypiam. Później drugie śniadanie i kolejny spacer po okolicy. Widoki ze szczytu są przednie. Gdzieś ponad mgiełką widoczne są Tatry.
W dalszą drogę planowaliśmy wyruszyć najpóźniej o 10-tej. Jeszcze tylko wspólna fota i rozpoczynamy zjazd w kierunku przełęczy "Rybovské sedlo". Ciągle jednak się zatrzymuję by zrobić jakieś zdjęcie. Zresztą nawet nie chowałem aparatu do plecaka tylko dyndał mi podczas zjazdu na szyi :)
Miejscami na trasie rowerowej są sporych rozmiarów koleiny i trzeba uważać by nie wyrżnąć orła. Grześkowi prawie się to udało ;)
Trochę poniżej przełęczy jest źródło. Woda wypływa prosto z wnętrza góry i jest cholernie lodowata. Postanawiamy się tutaj umyć w czymś co wygląda jak koryta gdzie zwierzęta mogą się napoić.
Kontynuujemy zjazd po kamienistej drodze. Błękit nieba bije po oczach. Filtr polaryzacyjny tylko wzmacnia ten efekt...
Tuż przed osadą Rybie zaczyna się asfalt i dalsza jazda to sama przyjemność. Na końcu wsi stoi krzyż i tablica upamiętniająca najtragiczniejszą w skutkach lawinę na Słowacji. W dniu 06.02.1924 r. jednym z siedmiu żlebów zeszła ogromna lawina, której czoło miało 35 metrów wysokości. Pod zwałami śniegu śmierć poniosło wówczas 18 osób.
Rybie to przysiółek Valentovej leżącej niżej w dolinie. Szybko przejeżdżamy przez wieś docierając do głównej trasy Rużomberok - Bańska Bystrzyca. Przy drodze znajduje się pomnik SNP.
Obieramy kierunek na Bańską Bystrzycę. Szybko i przyjemnie pomykamy w dół do miasta. Przeoczamy jednak zjazd i bez ceregieli kontynuujemy jazdę po drodze ekspresowej :p
W mieście pierwsze co to szukamy marketu, w którym będziemy mogli zrobić pierwsze tego dnia zakupy. Następnie mamy przerwę obiadową w parku miejskim.
Dziś pogoda jeszcze lepsza jak w dniu wczorajszym. Temperatura powietrza również wyższa. Przejeżdżamy przez centrum. Staromiejski rynek (Námestie SNP) otoczony gotyckimi, renesansowymi i barokowymi kamienicami mieszczańskimi. W punkcie centralnym rynku stoi smukła wieża zegarowa z 1552 r. Powstała jako część składowa więzienia miejskiego. Obok barokowy Kościół katedralny św. Franciszka Ksawerego.
We wschodniej części na rynku (Námestie Štefana Moyzesa) znajduje się kilka zabytkowych budowli, które tworzyły kiedyś zamek miejski (mestský hrad). Dominuje tutaj barbakan z wieżą, kościół Parafialny Wniebowzięcia Marii Panny, którego budowę rozpoczęto w 1255 r.
Do północnej ściany umocnienia zamkowego dobudowano w roku 1492 drugi kościół zamkowy - kościół św. Krzyża. Przylega on bezpośrednio do późnogotyckiego Domu Macieja (Matejov dom) z roku 1479.
Dochodzi 14-sta, pora ruszać dalej. Mamy małą zajawkę którędy opuścić miasto. Okazuje się, że wszystkie trasy prowadzą do ekspresówki. Ta jednak kończy się jak opuszczamy granice miasta i dalej wiedzie już zwykła krajówka.
Lecimy więc sobie w kierunku wschodnim do Brezna. Po drodze ładny zamek na wzniesieniu w Slovenskej Ľupčy. Szkoda, że już późno bo chętnie bym tam podjechał :(
Przed 17-tą docieramy do Brezna. Tutaj ostatnie tego dnia zapasy w sklepie. Dłuższa przerwa na posiłek i regenerację sił przed dalszą trasą.
Główna droga przebiega przez rynek, w którym dominuje wieża strażnicza. Po północnej stronie stoi budynek dawnego ratusza. Obecnie mieści się tu muzeum. Jest również klasztor pijarów. Obiekt został wzniesiony w latach 1694-1713.
Opuszczając miasto naszym oczom ukazuje się już nasz dzisiejszy cel - Kralova hola. Pierwotnie w planach było dotarcie na szczyt na zachód słońca. Jednak przez nasze dzisiejsze zamulanie nie było już szans by zdążyć. Jedziemy więc bez pośpiechu bo przecież dzisiaj miał być totalny lajt ;)
By nie zostać otoczonymi przez Romów(jak ostatnim razem) postanawiamy zrobić przerwę jeszcze przed Šumiacem. Uzupełniamy płyny przed finałowym podjazdem. Do pokonania mamy ponad 1000 metrów przewyższenia. Umawiamy się z Grześkiem, że każdy jedzie swoim tempem.
Rozpoczynamy mozolną wspinaczkę. Do pokonania jest przeszło 13 km z tego około 8 km po drodze szutrowej do rozdroża " Predné sedlo ". Od tego miejsca zaczyna się asfalt. Jest on bardzo zniszczony, ale tym razem nie narzekam. Droga asfaltowa prowadzi na sam szczyt pod nadajnik.
Ostatnie dwa kilometry pokonuję chyba ze dwie godziny, ale jak tu dalej jechać gdy moim oczom ukazuje się taki widok ?
Na jednej sesji zdjęciowej upływa mi przeszło godzina, ale warto było. Gdy już było zupełnie ciemno docieram na szczyt. Grzesiek jest już po kolacji i gotowy do snu. W budynku nadajnika jest jedno pomieszczenie udostępnione jako schron dla turystów. Niestety tak jak przypuszczałem pomieszczenie to było już zajęte przez kogoś innego ;(
Wyszukuję miejsce dla siebie pod murem, który osłoni mnie przed dość mocno wiejącym wiatrem. Rozkładam toboły, ustawiam budzik i szybko zasypiam...
Statystyki dnia drugiego.
Galeria: LINK
...cdn...
Dzień trzeci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz