Strony

czwartek, 15 listopada 2018

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 12 - Wzdłuż rzeki Vrbas - 25.07.2018

W końcu normalne drzewa gdzie możemy rozwiesić bez problemu hamaki ! I nie ma wszędobylskich roślin ciernistych ;) Noc zupełnie bez historii. Tym razem nie musimy zbyt szybko wstawać ponieważ na dzisiejszy dzień nie zaplanowano nam żadnych większych podjazdów. Ale jak to bywa gdy się czegoś nie musi to oczywiście się to robi.. 07:30 jesteśmy już na głównej drodze i kierujemy się na północ.



Jedziemy wzdłuż rzeki Vrbas. Będziemy wzdłuż niej jechać przez większą część dnia.

Dość szybko docieramy do miasta Jajce leżącego w miejscu łączenia się rzeki Vrbas z rzeką Pliva. Dla nas Polaków nazwa miasta może się wydawać co najmniej śmieszna no nie ? ;)

Miasto jest ważnym ośrodkiem turystycznym. Widać to nawet teraz, w środku tygodnia i o tak wczesnej godzinie. Najbardziej znaną atrakcją jest wysoki na 23 metry wodospad. Nie powiem widok robi ogromne wrażenie !



Nad miastem góruje wybudowana w XIV wieku twierdza.



Oprócz tego znajdują się tu częściowo zachowane mury obronne z bramą wjazdową(Travnicką). Właśnie tutaj przy bramie postanawiamy wpaść do przydrożnej knajpy na śniadanie.


Szybko wypijam browarka i jadę na miasto.

Wiele tu typowych muzułmańskich domów, które charakteryzują się ciemnym, ciasnym parterem oraz wystającym poza całość pomalowanym na biało piętrem.


Największy meczet w mieście nosi ponoć jako jedyny w europie imię żeńskie - Esme Sultanija.


A w parku ustawiono kilka rzymskich sarkofagów...


Wracam dokończyć śniadanie i ruszamy w dalszą drogę. O ile nazwa miasta jest śmieszna to znak przy drodze wydaje się być jeszcze bardziej śmieszny. Oczywiście dla nas :D




Po niemal trzydziestu kilometrach ciągłej jazdy w dół przychodzi nam zrobić w tym upale jeden podjazd. Gdyby nie ta wysoka temperatura powietrza to nie byłoby z tym większego problemu, a tak to się trochę trzeba było pomęczyć ;) Za to u góry czeka na nas jeden z ładniejszych widoków podczas całego wypadu, a jest nim przełom rzeki Vrbas. W tym miejscu wody rzeki zostały spiętrzone tamą elektrowni wodnej w miejscowości Boćac, a sama rzeka robi kilka niezłych "zawijasów".




Z poziomu gruntu robi niesamowite wrażenie, ale widok  z góry jest jeszcze ciekawszy!




I znowu ciągle w dół. Tym razem przez czterdzieści kilometrów. I tak docieramy do drugiego pod względem wielkości miasta Bośni i Hercegowiny - Banja Luki. Miasto samo w sobie nie ma zbyt wiele zabytków, a to ze względu na zawirowania we własnej historii. Szczególnie najnowsza historia odcisnęła na mieście i okolicy swe piętno. Większość tutejszych zabytków zostało po prostu zniszczonych przez co miasto nie było zbyt popularne wśród turystów, ale ostatnio coraz bardziej się to zmienia. Z gruzów odbudowywane są wszystkie najważniejsze zabytki. Nie tylko sami ludzie byli sprawcami zniszczeń ale również natura, która pokazała swą potęgę w październiku 1969 roku gdy w skutek trzęsienia ziemi zniszczonych zostało 80 % zabudowy miejskiej.

Przed wojną domową było tutaj 16 meczetów ale Serbowie zburzyli wszystkie. Część z nich odbudowano jak chociażby najpiękniejszy z nich Ferhadija.



Dominującą w krajobrazie świątynią jest całkiem współczesny prawosławny Sobór Chrystusa Zbawiciela.


Nad rzeką Vrbas stoi najstarsza budowla Banja Luki – twierdza Kastel z XVI wieku. Obecnie jak w wielu miejscach miasta tak i tu trwają prace rekonstrukcyjne.



Aktualnie w czasie się kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto panował straszy upał i może dlatego panowała tu trochę ospała atmosfera. Nawet na drogach ruch umiarkowany i po prawdzie przez tak duże miasto jechało się nam całkiem przyjemnie.

Oczywiście chcemy wydać jeszcze resztę gotówki, którą posiadamy, więc wstępujemy do marketu na zakupy ;)







Na przedmieściach wstępujemy do piekarni na świeże bułeczki. Ceny czterokrotnie niższe jak na przedmieściach Dubrownika ;)

A i jeszcze jedno ! Bardzo zasmakowała nam cola, którą można kupić również w Serbii - Cockta. W smaku bardzo przypomina Kofolę jednak posmak ziół jest delikatniejszy.



 Gonimy ku granicy z Chorwacją na rzece Sawa. Jak zwykle kolejka dość spora, ale nam to nie przeszkadza i szybciutko jesteśmy na moście granicznym. Kilka fotek pamiątkowych i jedziemy dalej,na północ.




Początek trasy na chorwackiej ziemi jest przyjemny, ale dość monotonny. Jedziemy ze znaczą prędkością ku widocznym w dali niewysokim górkom. Przed nami niewysoka przełęcz, na której spotykamy już trochę podrośniętego szczeniaka owczarka. Wyleguje się w rowie i widać, że jest tu od bardzo dawna. Zatrzymuję się i wyciągam swoje zapasy. Szybko do mnie podbiega na zawołanie i jeszcze szybciej zjada opakowanie kiełbasy. Potem jakby nigdy nic wraca na swoje legowisko....


...., a my tymczasem zjeżdżamy do uzdrowiska Lipik. Miasto położone w dolinie rzeki Pakry. Okolice te zamieszkane były już za czasów rzymskich. Wówczas też odkryto tutaj źródła wód leczniczych. W połowie XVIII wieku zbudowano tu jedno z pierwszych źródeł termomineralnej wody w Europie i wtedy rozpoczął się rozwój uzdrowiska. W kolejnym wieku wokół uzdrowiska wybudowano wille i hotele. Uzdrowisko staje się bardzo popularne wśród turystów.

I jak to w uzdrowisku jest duży park, wiele pomników oraz fontann. Nie wszystkie obiekty uzdrowiskowe dotrwały do dnia dzisiejszego. Po niektórych pozostały jedynie fundamenty, a inne choć są zabezpieczone to ich stan jest bardzo zły.






Jedziemy pod główne źródło wody termalnej. Odwiertu w tym miejscu dokonano w 1870 roku na głębokość 234,7 metra. Temperatura wody jest stała i wynosi 64 stopnie. Trzeba uważać by sobie ust nie poparzyć ;)






 W mieście wiele śladów wojny domowej.



Jeszcze tylko male zakupy i jedziemy do sąsiedniego Pakraca. Przejeżdżamy przez miasto i gdy jeszcze jest jasno postanawiamy rozbić się w lesie na kolejny biwak. W sumie dzisiaj nie jest źle ponieważ dystans wrócił do normalności bo zrobiliśmy w końcu przeszło 200 km ;)




Galeria z tego dnia tu: https://photos.app.goo.gl/zhfPUyMrBKD6efLG9

cdn

Dzień 13 pod tym ==>LINKIEM<==


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz