Strony

czwartek, 22 listopada 2018

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 14 - Przez Węgry na Słowację - 27.07.2018

To była kolejna przyjemna noc. Tak się rozleniwiliśmy, że nawet mi nie chciało się tym razem zbyt wcześnie wstawać ..., trzeba jednak w końcu ruszyć w dalszą drogę. Ta na samym początku nie będzie należeć do najłatwiejszych ponieważ musimy się przedrzeć przez niewysokie, ale upierdliwe wzniesienia na północ od Balatonu. Dość sporo czasu zajęło nam przejechanie na drugą stronę Lasu Bakońskiego. Później to już zupełny luzik niemal przez resztę dnia.

Kilka minut po dziewiątej docieramy do Sümeg. Już z daleka jest widoczny tamtejszy zamek na 80 metrowym wzniesieniu.


Ten potężny średniowieczny zamek obronny został wzniesiony w XV wieku w miejscu dawnego drewnianego grodu obronnego. Fundatorem twierdzy był ówczesny król Węgier Bela IV. Głównym zadaniem owej twierdzy miała być ochrona miasta jak i okolicznych terenów przed częstymi najazdami Tureckimi. Ale już w 1342 roku miasto zostało podbite i zajęte przez Osmanów.




Widok z lotu ptaka robi duże wrażenie.




Samo miasteczko choć niewielkie posiada kilka ciekawych obiektów jak chociażby - XVIII wieczny barokowy kościół Wniebowstąpienia, Pałac Biskup czy też klasztor Franciszkanów.




Grzesiu jeszcze przed wyjazdem ubzdurał sobie, że chce odwiedzić miejscowość Jánosháza bo skojarzyło mu się z Janusz hasa :D

Więc zupełnym przypadkiem tam trafiliśmy ;)

Całkiem fajna miejscowość z barokowym pałacem(niedostępnym) czy też barokowy kościołem św. Jana Chrzciciela.






W parku w samym centrum jest niewielki cmentarz żołnierzy radzieckich.



Robimy niewielkie zakupy, głównie płynów i lecimy dalej.

Celldömölk to kolejne dziś miasteczko, przez które przejeżdżamy. Jednak jest tak gorąco, że siadamy tylko na głównym placu na ławce sącząc piwo..., a nie ja robię niewielką pętelkę przejeżdżając obok kilku pomników, fontann czy też barokowego kościoła.







Planem na dziś jest przede wszystkim by zjeść w końcu jakiś solidny, ciepły posiłek. Chcieliśmy to zrealizować w kolejnej większej miejscowości jaką jest Beled. Niestety poza spożywczakiem i sklepem z wyrobami tytoniowymi nie znaleźliśmy żadnej knajpy....

Jedziemy, więc dalej wzdłuż autostrady po starej drodze nr. 86. Bardzo szybko docieramy w ten sposób do Csorny.




Tu też nie potrafimy znaleźć jakiejkolwiek knajpy ! Robimy spore zakupy na wieczór i na poranek dnia następnego. Miasto ogólnie bardzo rozkopane w samym centrum. W końcu jednak jakiś miejscowy prowadzi nas do jedynej jak twierdzi restauracji w mieście.  Full wypas, jedzonko w przyzwoitych cenach i bardzo smaczne. Zapomniałem tylko zrobić tam jakiegokolwiek zdjęcia :/

Po bardzo długim popasie(zbyt długim) ruszamy dalej ku największemu miastu w okolicy, którym jest Győr.
Zwiedzania miasta tym razem nie będzie, ot tyle co tylko przez nie przejedziemy.



No dobra trochę się poszwendaliśmy w okolicy starówki. Warto tu zatrzymać się na dłużej ze względu na to iż Győr jest barokową perełką Węgier. My jednak nie mamy już za wiele dziś czasu. Chcemy jeszcze tego samego dnia wjechać kilkanaście kilometrów w głąb Słowacji.

Synagoga z lat 1868-70



Kościół św. Ignacego Loyoli


Jedynie w dwóch miejscach się zatrzymaliśmy. Jedno to skwer nad Dunajem, a drugie to most z widokiem na wpadającą w tym miejscu Rabę do Dunaju.



 

Teraz trzeba wydostać się z miasta. Nie ma z tym większego problemu. Te zaczynają się dopiero na przedmieściach gdzie ustawiono znak zakazu jazdy rowerem. Jesteśmy zmuszeni trochę kombinować by się dostać na granicę ze Słowacją. Trochę tracimy czasu na szukaniu objazdów, ale tuż przed samym zachodem docieramy na most graniczny na Dunaju.




Po słowackiej stronie jedziemy kilka kilometrów po wale nad Dunajem. Wiedzie tamtędy trasa rowerowa. W miejscowości Sap mamy zamiar zjechać z rowerówki. I właśnie w tym miejscu spotykamy Marcina, który jest w trasie od ponad roku. My to mamy sporo bagaży, ale on to dopiero jest obładowany. Dość długo rozmawiamy. W sumie już nie mogłem wytrzymać tak stojąc i będąc kąsanym przez komary. Czułem, że wszystko mnie swędzi ! Tak na dobrą sprawę to Marcin nawet nie wie nad jaką rzeką właśnie się znajduje ;)


Jedziemy jeszcze kilkanaście kilometrów i ze słabym dystansem dziennym lądujemy gdzieś w lesie w okolicy miejscowości Vrakúň. Mimo wczesnej pory rozbijamy się na przedostatni biwak podczas tej wyprawy....






Galeria ze zdjęciami pod tym linkiem: https://photos.app.goo.gl/RS7EKxtWS5KKLm3X7


cdn....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz