Strony

sobota, 16 listopada 2019

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 9/28 - 21.07.2019 - Upalna Bułgaria...

Tak jak pisałem poprzednim razem noc miałem bardzo niespokojną. Około północy wybudza mnie z i tak płytkiego snu pisk opon samochodowych. Trwa to dość długo... Mój niepokój narasta...., w końcu słychać potężne uderzenie, a po chwili kolejne i nastaje cisza.... Chwytam latarkę i wyskakuję z hamaka. W klapkach trochę ciężko się biegnie przez las. Dotarcie na miejsce zajmuje mi jednak dość sporo czasu bo to kilkaset metrów było do pokonania. Gdy docieram na miejsce widzę w światłach reflektorów innych samochodów doszczętnie rozwalony samochód leżący na dachu. Obok stoi z zakrwawioną głową gościu i rozmawia przez telefon jak gdyby nigdy nic... Okazało się, że wpadł w poślizg i trafił na mniejsze(na szczęście dla niego) drzewo, które ściął na wysokości około dwóch metrów i wylądował na dachu, a jemu samemu nic się nie stało, no może poza rozciętym czołem... Idioci to zawsze mają szczęście.

Nikt jednak nie zwrócił uwagi na dziwnego gościa w dresie, który wyleciał z lasu 😂 Już bardziej spokojny wracam na miejsce biwaku. Jednak noc nie za bardzo przespana. Nie dość, że jest strasznie duszno to jeszcze śniły mi się jakieś koszmary związane z wypadkami samochodowymi 😕

Puste drogi o poranku.


Gdy wstałem z rana byłem bardziej zmęczony, aniżeli w momencie gdy się kładłem spać dnia poprzedniego. Ruszam w drogę. Teraz mogę się przyjrzeć dokładniej miejscu wczorajszego wypadku. Kawał prostej i szerokiej drogi, więc jest gdzie przycisnąć. Zapewne wielu tak robiło bo teraz stoi w tej okolicy kilka pomników ofiar wypadków samochodowych.... A po tym wczorajszym zdarzeniu przypomina jedynie obdarte z kory i złamane drzewo oraz kupka szkła i chyba kawałek zderzaka.

Z rana podczas pakowania się zauważyłem, że wczoraj podczas tłuczenia po wertepach pękł mi bagażnik pod ciężarem sakw. Musiałem trochę się przeorganizować by tak prawej strony nie obciążać 😉

Pęknięty bagażnik....

Dobra jadę pofałdowanym terenem na południe ku Targovishte. Słupek rtęci bardzo szybko wędruje ku górze. Chyba przez ten upał to nawet miejscowi nie chcą wychodzić z domów. Na drogach ustał niemal zupełnie ruch.

Miasto jakieś bez charakteru, ale może to tylko ja odniosłem takie wrażenie. Chociaż osadnictwo w tych okolicach datuje się już na 4-5 tyś. lat p.n.e., a samo miasto powstało w miejscu dawnej osady trackiej to obecnie w mieście niewiele jest zabytków. Wystarczy spojrzeć na rozległy rynek otoczony niemal współczesną zabudową.

Centrum w Targovishte.




Panuje straszy zaduch. Nie dziwię się, że na ulicach niewielu spacerujących. Sam staram się skryć przed prażącymi promieniami słonecznymi w cieni starych drzew w parku. Piwko i to schłodzone to jest to ! 😉



Przejazd do miejscowości Omurtag krajową czwórką. Tutaj znacznie większy ruch, a wszystko za sprawą znajdujących się w okolicy kamieniołomów. Ciężarówki kursują tam i z powrotem. Natomiast fajne jest to, że przy drodze są źródełka obfite w zimną wodę. Zatrzymuję się niemal przy każdym 😀

Sporo przy drodze miejsc odpoczynku i źródełek.



A Omurtag podobnie jak wcześniejsze miasta czyli zupełnie bez charakteru, a główny plac to już w ogóle. Spora różnica wzniesień by się wydostać z miasta. Na przedmieściach postanawiam jednak zatrzymać się w restauracji "Parkowej". Zjadam coś na ciepło i wypijam trzy przyjemnie schłodzone piwa. Jednak najważniejszym było naładowanie akumulatorów drona bo to jedyne czego nie mogę ładować przez gniazdo usb.

Omurtag


Omurtag


Dziś raczej za wiele nie ujadę patrząc po tym jak powoli przybywa mi kilometrów. Teren też dość mocno pofałdowany. Znacznie bardziej aniżeli do tej pory w dniu dzisiejszym. Ciągle jakiś podjazd, a następnie zjazd. Ale źródełka są 😉

Wymagająca trasa


Miejscowości, przez które przejeżdżam są coraz bardziej zapuszczone. Wiele stoi opuszczonych domostw, sklepów czy też stacji paliw. Jednak czasami trafię na jakiś otwarty sklep. Piwo to u mnie podstawa 😉

Zelena Morava

Miejscowość Ticha


Z miejscowości Ticha mam chyba najbardziej wymagający dziś podjazd. Osiągam całe 655 m n.p.m. zdobywając Kotleńską przełęcz u podnóży skalnego rezerwatu.


Najtrudniejszy w dniu dzisiejszym podjazd...



Szybki i w sumie dość krótki zjazd do miasta Kotel. Miasteczko trochę zapuszczone, ale akurat mi się bardziej podobało aniżeli dwa wcześniejsze, które dzisiaj odwiedziłem.



Kotel


W malutkim sklepiku uzupełniam zapasy płynów i jadę dalej w dół wzdłuż rzeki. Kilometrów na tym zjeździe trochę mi przybyło jednak czeka mnie jeszcze jeden podjazd. Później to już po płaskim kilkadziesiąt kilometrów do ostatniego większego miasta w dniu dzisiejszym - Jambol.






Do miasta docieram w ostatnich promieniach słońca. Po lewej odrapane blokowisko z wielkiej płyty, a po prawej ogromne osiedle cygańskich slamsów. Nie wiem co to były za imprezy ale co któryś budynek były większe skupiska ludzi, grała muzyka, a jakiś gościu darł się przez mikrofon próbując przekrzyczeć sąsiada. Darli się do tego stopnia, że głośniki nie wytrzymywały i po prostu charczały 😉 Zdjęć nie odważyłem się  robić tylko naciskałem na pedały najmocniej jak potrafię by mnie czasami jakiś nie zrzucił z roweru... Powiem, że taki tam był syf jakby mieszkali na jakimś wysypisku śmieci.... Widziałem jeszcze raz coś podobnego, ale to już w drodze powrotnej na przedmieściach stolicy Macedonii Północnej.

Osiedle z wielkiej płyty na przedmieściach Jambol

Uderzam bezpośrednio do centrum. Tam zupełnie inny świat. Życie toczy się jakby nigdy nic i to co widziałem na przedmieściach nie istniało....Ale miasto w sumie ładne. Centrum dość rozległe. Po ostatniej renowacji cieszy oko miejscowych oraz przyjezdnych.


Jambol


Obecnie dominującą religią jest chrześcijaństwo następnie prawosławie zobaczymy tu i świątynie z okresu panowania osmańskiego. Piętnastowieczny meczet oraz bazar "Bezisten".
  


Będąc jeszcze w mieście już powoli myślę o jakiejś miejscówce na rozbicie kolejnego biwaku. Początkowo myślałem o okolicy stacji paliw na wylocie z miasta jednak zbyt wiele kręciło się tam bezdomnych psów. Pokonuję więc jeszcze kilka kilometrów i dopiero wówczas zatrzymuję się na nocleg. Miejsce nie najlepsze bo tuż przy drodze i dosłownie wszędzie pełno pajęczaków, ale przecież mam moskitierę 😉 A i jeszcze jedno ponownie przebiłem tylne koło na jakiejś kolczastej roślinie. Dziś nie zaprzątam sobie jednak już tym głowy i kładę się szybko spać. 


Dystans dnia:        175,18 km
Suma podjazdów: 1881 metrów

Galeria dzień 9 : https://photos.app.goo.gl/kYrT5QyFQPrsxtSS7

cdn...

3 komentarze:

  1. No faktycznie kiepski dystans. Tyle ile wynosi mój rekord :-)
    Ta zabudowa w Tichej taka już typowo południowa. W słynnym Nessebarze też jest taka.
    "Obecnie dominującą religią jest chrześcijaństwo następnie prawosławie"-tu chyba miało być coś innego napisane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie w informacjach które znalazłem pisze, że to chrześcijan jest najwięcej.

      Usuń
  2. Kojarzę to blokowisko w Jambolu. Jak je zobaczyłem to miałem wrażenie, iż to jakaś fotomorgana ;)

    OdpowiedzUsuń