Strony

środa, 3 października 2018

Rowerowy Eurotrip 2018 - Dzień 6 - Dzika Serbia.... - 19.07.2018

Dlaczego w sakwach jest coraz mniej miejsca ? Odp. Bo ciuchy wchłaniają brud i puchną od tego !
Mądrości Grzesia.

Niemal przez całą noc pada deszcz. Co prawda biwak rozbity odpowiednio bo jest i płachta biwakowa chroniąca przed strugami deszczu, ale miejscówka wybrana nie najlepsza. Teren jest mocno nachylony i były spore problemy by wtachać tu wszystkie toboły, a potem zamocować hamaki i płachty. Jednak bardziej moknąć nie mieliśmy zamiaru i wykorzystaliśmy dosłownie jedyny moment w nocy gdy nie padało na rozbicie biwaku.




Prognozy mówiły, że nad ranem ma się wypogodzić, a tu dupa ! Pada dalej ! Szybko się budzę, ale zanim pogoda pozwoliła nam na wykonanie jakiegokolwiek ruchu robi się prawie dziewiąta :/

Na, ale w końcu deszcz ustaje, więc ruszamy w trasę. Jednak nisko wiszące chmury mówiły nam, że jeszcze dzisiaj na pewno zmokniemy.

Jedziemy do Arilje. Musimy zrobić zakupy. Niestety w mieście zaczyna padać i to tak solidnie. W ulewnym deszczu kierujemy się na Ivanjice. Przestaje padać, więc widząc znak na monastyr Klisura decyduję się tam podjechać. Pełno tam bardzo agresywnych kundli próbujących złapać za nogę. Babcia doglądająca wszystkiego mówi żeby odstawić rower bo psy tak na niego reagują. Odstawiam, a psy i tak skaczą w koło ;p W końcu udaje się podejść pod niewielki XIII wieczny monastyr. Jego patronami są święci Archaniołowie Michał i Gabriel. Aktualnie będący w remoncie tak sądzę widząc ekipę tam krzątającą się ;). Zdjęć oczywiście nie można robić więc tylko jedna czy dwie...



W Ivanjicy deszcz ponownie pada. Nie chce mi się robić zdjęć. Robimy spore zakupy bo według mapy przez spory odcinek drogi nie natrafimy na większą miejscowość.


Opuszczając miasto mylimy trasę. Nie mam pojęcia jak się to stało, ale wybraliśmy drogę, która wydawała się nam oczywista. Gdy się zorientowaliśmy w nogach było już kilka kilometrów i uznaliśmy iż tą trasą jedzie się całkiem przyjemnie i po prostu nią dalej pojedziemy. Problem w tym, że będzie znacznie więcej przewyższeń jak na trasie, którą mieliśmy jechać według pierwotnych planów.



Początek jest monotonny i to na prawdę bardzo. Nic ciekawego przez spory odcinek drogi. Zwróciłem uwagę na bardzo mały ruch na drodze. Spotkaliśmy ze trzy samochody na odcinku 15 km. Dopiero później okazało się dlaczego.

Na trasie fajna ciekawostka most rzymski ! Właściwie to obiekt tylko stylizowany na rzymski, ale mimo wszystko pochodzi z XV wieku ;)





No i właśnie teraz przekonujemy się dlaczego jest tak niewielki ruch na drodze. Okazuje się, że dalej droga zaznaczona na mapie kolorem żółtym i numerem 197 przechodzi w zwykły szuter ! Do tego serpentyny stromo pod górę. Po około kilometrze pojawia się ponownie asfalt.
Mozolnie zdobywamy kolejne metry wysokości. Gdzieś na wysokości tak na około 1400 m jest wypłaszczenie i miejsce postoju, źródełko przy drodze i niewielkie jeziorko Daicko o powierzchni zaledwie 160 metrów kwadratowych.





Przeważająca część trasy wiedzie przez gęsty las. Tylko może we dwóch miejscach był jakiś widok. A jak już było cokolwiek widać to stwierdzam, że tam na zachodzie jest ładna pogoda i co najważniejsze wypogodzenia przesuwają się w naszą stronę !



A droga, którą jedziemy ponownie przechodzi w szuter by po chwili zamienić się z asfaltem, ale tylko na niewielki odcinek bo w okolicy nieczynnego ośrodka narciarskiego pod najwyższym szczytem pasma Golija - Jankov Kamen 1833 m. Obiekty opuszczone chyba już kilka lat temu, a kolejka zdemontowana.







I znowu szuter! Właściwie to już zwykła polna droga....

Osiągamy najwyższy punkt w dniu dzisiejszym. Na wysokości 1550 metrów jest przeraźliwie zimno. Wieje również bardzo silny wiatr. Jednak następują zmiany w pogodzie bo przeciera się :)






Teraz w sumie pozostał nam zjazd... sęk w tym, iż droga jest w coraz gorszym stanie i ciężko się rozpędzić do 20 km/h :/ Męczymy się okrutnie na tym zjeździe. Ważne, że znaki są z prawdziwego zdarzenia ;)




Widać już cywilizację...



I jest ! I w końcu asfalt ! Teraz trochę podgonimy kilometrów bo jak na tę porę dnia jest straszna bryndza....Bez  przerw docieramy do ostatniego miasta na terytorium Serbii - Sjenica. Miasto leży trochę powyżej tysiąca metrów nad poziomem morza, a więc tak bardzo wysokości nie wytraciliśmy. To się będzie jeszcze dzisiaj liczyć bo przecież wiemy, że czeka nas kolejny solidny podjazd ;)

W Sjenicy mamy dwie sprawy do załatwienia tzn. zakupy oraz poszukanie darmowego internetu ;) Gotówki pozbyliśmy się całej i teraz chcemy zapłacić kartą by niepotrzebnie wyciągać serbską walutę z bankomatu. W mieście długo się kręcimy w poszukiwaniu sklepu z terminalem. Okazuje się, że jest tylko jeden takowy ! I weź tu słuchaj ludzi, że w dzisiejszych czasach już na największym zadupiu zapłacisz kartą, a to jest gówno prawda ! Nie mając lokalnej waluty zdechniesz z głodu i pragnienia bo nic nie kupisz ;p

A miasto ogólnie całkiem ładne. Bardzo czyste. Wiele obiektów jest wyremontowanych lub takowy remont trwa.





Za miastem wciągamy chyba połowę tego co właśnie przed chwilą kupiliśmy i rozpoczynamy dość stromy podjazd do miejscowości Trjebinje. Widoki bardzo ładne i dlatego dość często zatrzymuję się by zrobić jakieś zdjęcie.




Dziś mamy tylko 120 kilometrów na liczniku, a właśnie zachodzi słońce. Z doświadczenia wiem, że za długo dzisiaj już nie pojedziemy, tym bardziej iż droga pnie się coraz bardziej do góry.



Osiągamy wysokość ponad 1400 m n.p.m. i odbijamy na Ticje Polje. Z mapy wynika, że droga będzie całkiem dobra, ale okazało się z goła odmiennie. Dodatkowo na mapach nie ma zaznaczonych żadnych innych dróg oprócz tej jednej, która i tak po pewnym czasie zanika.

W okolicy najwyższego okolicznego szczytu rozbijamy biwak mimo, że jest jeszcze jasno. Tym razem miejscówa bardzo trafiona ;)




Więcej zdjęć pod tym linkiem: https://photos.app.goo.gl/bGy5fcrp8xecyvwMA

cdn...

Jest i kolejna część relacji :)  ==> LINK <==

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz