Do Przesieki docieramy po zachodzie słońca. Kombinacji nie będzie. Idziemy szlakiem niebieskim na przełęcz karkonoską. Ten normalnie nudny asfalt za dnia teraz po zmroku jest naszym sprzymierzeńcem. Nie musimy się zbytnio martwić, że gdzieś po ciemku się potkniemy.
Z racji, że całość wiedzie w gęstym lesie i nie ma tam najmniejszych szans na jakiekolwiek widoki aparaty wyciągamy dopiero w okolicy schroniska Odrodzenie. Jednak wcześniej trochę odpoczęliśmy w głównej sali schroniska.
Przemek, Karina oraz Kuba idą na czeską stronę do knajpy, a ja decyduję się wyskoczyć na nocną sesję w okolicy schroniska. I tym sposobem upłynęło niemal dwie godziny....
Po pewnym czasie dołącza do mnie Kuba i focimy już razem....
Po sesji foto okupujemy bufet do zamknięcia. Sporo dziś turystów. Wszystkie miejsca noclegowe zajęte, więc nie pozostaje nam nic innego jak gleba.... No dobra ja w ogóle nie miałem w planach się kłaść. Rozmawiamy z Kubą do wczesnych godzin porannych i około czwartej nad ranem idę na szlak. Już wczoraj postanowiłem, że robię wschód słońca na Śląskich Kamieniach.
Idąc czerwonym szlakiem to tylko cztery kilometry. Gdy docieram na miejsce zaczyna już jaśnieć horyzont. Bawię się latarką......
.... na różne sposoby......
Szkoda tylko, że wcale się nie zanosi na jakiś spektakularny wschód słońca. W sumie przydałoby się kilka obłoczków na niebie, ale jedyne co jest to jakaś gęsta zawiesina gdzieś daleko na wschodzie.
Tak jak przypuszczałem wschód słońca trochę nijaki. Jednak dobre i to. Jak tak sobie pomyślę to niewiele miałem takich okazji w tym roku i trzeba się cieszyć tym co się ma :)
Później jeszcze tylko kilka fotek gdy słońce wzejdzie odrobinę wyżej i można wracać do schroniska.
Mimo niedzieli pracownicy się uwijają przy odbudowie Petrovej boudy.
W schronisku śniadanko i długa posiadówa. Zbieramy energię przed zejściem do Przesieki :D W każdym bądź razie wykrzesaliśmy jeszcze na tyle sił by wstąpić do Spindlerovej boudy na piwo ;)
Schodzimy...
Tuż za granicami Parku Narodowego Igor wzbija się w powietrze by zatrzymać w kadrze kilka widoków.
Na zejściu nudy. Na dole pakujemy się do samochodu i przez Jakuszyce jedziemy na czeską stronę. Wymyśliliśmy sobie, że zahaczymy kawałek Czeskiego Raju w okolicy Turnova.
Za punkt startu obieramy opuszczone uzdrowisko Sedmihorky. Tutejsze uzdrowisko powstało w latach 1839-1841 za sprawą czeskiego lekarza Antonína Vincenta Šlechta i nawiązywało do metod Vincenca Prieznitza z Jesenickiego uzdrowiska.
Z racji bardzo małej ilości czasu, którym dysponujemy zrobimy dzisiaj niewielką pętelkę. Opcji na spacer jest kilka. My wybieramy jednak możliwie najkrótszą opcję. tzn. idziemy kawałek niebieskim szlakiem by po chwili wstąpić na żółty.....
Pojawiają się pierwsze formacje skalne....
Wśród skalnych labiryntów spacerujemy nieśpieszne. Przed nami pałac Hrubá Skála. Tak samo nazywa się miejscowość u jego podnóża.
Pałac powstał w miejscu gdzie wcześniej stał gotycki zamek. Na przestrzeni wieków budowla była wielokrotnie rozbudowywana i przebudowywana, a swój obecny wygląd obiekt uzyskał podczas ostatniej większej
przebudowy, która miała miejsce w 1859 roku. Wówczas to został przywrócony jego dawny
gotycki charakter.Obecnie obiekt funkcjonuje jako hotel, a osoby niebędące gośćmi muszą wykupić bilet wstępu na dziedziniec pałacowy(20 kč).
W skład całego kompleksu wchodzi również kościół św. Józefa z 1812 roku.
Przed drogą powrotną wstępujemy na pyszne lody i na równie pyszne piwo ;)
Drogę powrotną trochę pochrzaniliśmy i schodzimy na dół do miejscowości by stamtąd dopiero odbić na ścieżkę dydaktyczną wiodącą do uzdrowiska gdzie pozostawiliśmy na płatnym parkingu samochód.
Do domów mamy daleką drogę ale udaje się dotrzeć o całkiem przyzwoitej porze. Mimo niezbyt intensywnego wypadu było bardzo fajnie. A w Czeski Raj jeszcze kiedyś zawitam, ale może następnym razem rowerem ;)
Fotoalbum ===>LINK<===
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz