Strony

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 17/28 - 29.07.2019 - Meteory i Kozani w upale ....

Przez te biegające i ujadające całą noc psy nie wyspałem się tym razem. Całą noc czuwałem ściskając w jednej dłoni latarkę, a w drugiej resztkę gazu.... Jeżeli zasypiałem to tylko na chwilę by zaraz się zbudzić... Z tego powodu coraz mniej mi się podoba Grecja. Nie to, żeby kiepskie widoki, ale jednak ta psiarnia wpływa na to iż obniżam coraz bardziej ocenę tego kraju pod względem podróżowania po nim rowerem. A dziś kolejny dzień z przygodami i z psami na szczęście już ostatni 😋

W drogę ruszam jeszcze przed wschodem słońca. Na dzień dobry mam konkretny podjazd z Kalambaki w robiący niesamowite wrażenie masyw składający się ze skał piaskowca oraz zlepieńca.



A na szczytach tych skał umiejscowiony jest zespół 24 prawosławnych klasztorów (monastyrów). Obiekty te od 1988 roku znajdują się na Światowej liście dziedzictwa UNESCO. Nie powiem, ale miejsce to robi ogromne wrażenie !


Meteory


Niektóre z monastyrów można zwiedzać, ale to dopiero za kilka godzin, a i raczej nie wpuściliby mnie w stroju kolarskim 😋 Gdy się już wymęczyłem na podjeździe to staram się zatrzymać przy każdym z wielu punktów widokowych. Bo każde miejsce to nowa perspektywa.


Meteory



Chciałem polatać dronem, ale to strefa zakazana(pewnie trzeba zapłacić za pozwolenie jak to przeważnie bywa w takich przypadkach). Poinformowała mnie o tym aplikacja drona, więc zaraz wylądowałem, ale kilka fotek zrobiłem podczas lądowania.... Za to powyżej latało dwa inne drony i tamci ludzie nic sobie z tego zakazu nie robili, a jeden z dronów był takim samym modelem jak mój, więc na pewno wiedzieli o zakazie lotów w tym miejscu....


Mimo tak wczesnej pory już wielu turystów zwiedza okolicę. Wszędzie pozostawiane samochody, a najwięcej w okolicy punktów widokowych.



Meteory


Zjeżdżam powoli do Kalambaki. W mieście zakupy, ale takie konkretne bo przez weekend ciężko było trafić na otwarty market 😉 Trafiam na sklep ze sprzętem turystycznym i kupuję na zapas gaz na psy.... Samemu miastu nie poświęcam w ogóle czasu. Staram się jak najszybciej jechać dalej.


Kalambaka


Teraz przychodzi moment by zmienić kierunek jazdy na północny. Podążam krajówką początkowo wzdłuż biegu rzeki. Jedzie się całkiem fajnie, ale do momentu....


Po pewnym czasie teren zaczyna się coraz bardziej wznosić. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to iż co pewien czas wytracam wysokość by po chwili ponownie podjeżdżać pod górę. Nie lubię takich tras... No i to kolejny bardzo upalny dzień. Na szczęście dziś bardzo często napotykam źródełka z zimną wodą 😉


Przyjemnie zimna woda w źródełku


W takich warunkach nie za bardzo myślę o robieniu zdjęć, więc z dokumentacją foto jest raczej marnie.

Po bardzo zniszczonym odcinku drogi zjeżdżam do malowniczego kanionu, który wyrzeźbiła rzeka Venetikos.

Kanion rzeki Venetikos




Akurat kąpało się tam dwóch facetów na waleta, ale dla mnie to raczej mało interesujący widok 😋 Jadę do miasta Grevena. Wpadam co bardzo zatłoczonego centrum. Stoi tam wieża zegarowa, a poza tym nic ciekawego. Robię zapasy czegoś chłodnego do picia i na wylocie z miasta muszę wymienić kolejną szprychę w tylnym kole. Przy okazji postanawiam wymienić klocki w przednim hamulcu.

Grevena





Mając do wyboru wiele opcji dalszej jazdy postanowiłem skierować się na Kozami. Już tam byłem dwa lata temu. Co prawda wolałbym zobaczyć coś nowego, ale jednak wygrała opcja najłatwiejszej trasy. Na chwilę obecną nie miałem ochoty by się męczyć na długich podjazdach w takich ekstremalnych temperaturach. Jadę krajową drogą wiodącą wzdłuż autostrady A2.



Widoki są niczego sobie. Początkowo mimo wszystko muszę podjechać pod kilka wymagających wzniesień.



Po dwudziestu kilku kilometrach i jednym ekstremalnie szybkim zjeździe docieram pod pozostałości tureckiego mostu. Co prawda musiałem odbić od głównej drogi kilkaset metrów, ale czemu nie ? 😉






Im późniejsza pora tym jedzie mi się lepiej, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że trasa staje się znacznie łatwiejsza. Jeszcze tylko zdobyć niewysoką przełęcz pomiędzy masywami górskimi swą wysokością przekraczające 1,7 k i zbliżam się powoli do Kozani.



To kolejny dzień mojej wizyty w Grecji i kolejne niemiłe przygody z tamtejszymi psami pasterskimi. Jadę wydawałby się, że przez niezamieszkałe okolice, ale czasami mijam zagrody z owcami. W jednej z takich zagród biegają rozwścieczone psy, ale te nie stanowią dla mnie zagrożenia. Inna sprawa, że jeden ciul nie wiem jakim sposobem, ale znalazł się przede mną przy drodze. Początkowo pomyślałem, że zdołam mu uciec bo dam radę się dość mocno rozpędzić, ale w tym właśnie momencie bestia zrywa się z ziemi zaczynając warczeć na mnie. Z zagrody wylatuje młoda kobieta krzycząc bym się nie ruszał, więc zastygam w bezruchu. Gdy łapie psa za obrożę każe mi przejechać. Myślałem, że ten pies wywróci kobietę i pogoni za mną tak się szarpał. Jeszcze przez długi czas widzę jak baba się z nim męczy. Na szczęście to był ostatni epizod z psami na terytorium Grecji i poza jednym wrednym kundlem w Czarnogórze już do końca wyjazdu miałem z nimi spokój.

Tym czasem im bliżej Kozani tym lepiej widoczny jest masyw Olimpu wyłaniający się z chmur.


Masyw Olimpu spowity chmurami.

A w Kozani zakupy i odwiedziny centrum gdzie jak zwykle stoi wieża zegarowa.


Kozani

Wyjazd z miasta jest bardzo stromy, a z tego co pamiętam dalej też jest ciężko, ale w tym przypadku z pomocą przychodzi aplikacja mapy.cz. Dzięki temu wynajduję alternatywę dla bardzo ciężkiego podjazdu gdzie nachylenie dochodzi do 17 %. Wiem bo jechałem tamtędy dwa lata wcześniej. Tym razem mam znaczne łatwiej no i jestem tu o wcześniejszej godzinie, więc mogę podziwiać okoliczne widoki, które są niczego sobie 😀




Puszczam jeszcze na moment Igora.....

Te okolice to przede wszystkim pokłady węgla brunatnego. Jest tu kilka ogromnych kopalni odkrywkowych. Węgiel brunatny jest najważniejszym źródłem energii elektrycznej w Grecji (65% udziału w krajowej produkcji). 






Robię pauzę na kolację. Tutaj zapominam okularów, które pozostawiłem na murku. Wracać po nie nie było sensu bo zorientowałem się dopiero kolejnego dnia 😋




Powietrze jest bardzo zapylone. Od pyłu aż szczypią i łzawią oczy. Przez przeszło 40 kilometrów jadę wzdłuż kopalni i kolejnych elektrowni. Jadę z tendencją w dół, więc kilometrów szybko teraz przybywa.



Odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.
Po zachodzie słońca nie robię już zdjęć tylko gonię do dobrze znanego mi miejsca gdzie dwa lata temu miałem biwak tylko, że od tamtego razu postawili ogrodzenie z drutu kolczastego i trochę się namęczyłem by je sforsować 😁


Dystans dnia 17:   184,39 km
Suma podjazdów: 2320 metrów

Galeria dzień 17: https://photos.app.goo.gl/WfPGPrBCPb5BuACD9

cdn....

2 komentarze:

  1. Meteory to kolejne miejsce z problemem fotografowania nie tylko z powietrza, ale i wnętrz. A zdarzają się ciekawe freski.
    A poza tym też nie znoszę "pustych zjazdów"-tak nazywam te, za którym jest kolejny podjazd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie najbardziej nie lobię takich interwałowych tras gdzie jest podjazd za podjazdem. Wolę raz, a konkretnie ;)

      Usuń