Strony

piątek, 14 listopada 2014

Eurotrip 2014 - day 6/8 - Bischofshofen - Hallstatt 18.08.2014

Po pięknej niedzieli nastał czas powrotu. Mam na to tylko trzy dni. Na szczęście poniedziałek uznał, że nie będzie gorszy pogodowo od dnia poprzedniego. Poranek jest chłodny, ale słoneczny. Jedynie na początku w dolinie nad Bischofshofen unosi się gęsta mgła. Jednak zanim tam dojechałem, to po mgle nie było już śladu. 

Jak zwykle przed ruszeniem w drogę wyznaczam na mapie trasę, którą będę podążać tego dnia. Staram się ułożyć trasę tak by wiodła wzdłuż cieków wodnych. Jadąc w kierunku północnym mam pewność, że będzie z góry ;) 
Mgła nad Bischofshofen


Bischofshofen - na pierwszym planie kościół św. Maksymiliana, a z tyłu kościół MB. Z tyłu, pomiędzy kościołami widoczna skocznia narciarska. 


Z Bischofshofen jadę ciągle wzdłuż rzeki Salzach. W dali widoczny jest zamek Hohenwerfen. Fortyfikacja została wybudowana w latach 1075-1078



Widoczność nie jest już tak dobra jak dzień wcześniej. Pionowe na kilkaset metrów ściany Masywu Tennengebirge robią ogromne wrażenie!


Na podjeździe okrążając zamek wyprzedzam jednego z uczestników ekstremalnego wyścigu dookoła Austrii(Race Around Austria) liczącego 2200 km.

Docieram do Golling an der Salzach. W mieście zakupy i na przedmieściach drugie śniadanie. 


Tutaj odbijam na wschód w kierunku Abtenau. Przyjdzie mi pokonać kilka podjazdów. Powoli oddalam się od Masywu Tennengebirge. W dali jest już widoczny Masyw Dachstein. Najwyższe szczyty są schowane w chmurach.  


Gr. Bischofsmütze (2458 m)




Abtenau

Za Abtenau rozpoczynają się większe podjazdy. Ten główny to przełęcz Gschütt. Oczywiście co pewien czas zatrzymuję się bo nie sposób nie uwiecznić na zdjęciach świetnych widoków :) 



Z trudem pokonuję 14 % podjazd na przełęcz  969 m. Na przełęczy przebiega granica landów Salzburg/Górna Austria. 


Teraz przyjemny zjazd do Gosau. Pogoda ciągle dopisuje, więc kilka kilometrów dalej postanawiam nadłożyć trochę kilometrów i podjechać do Hallstatt.




Miasto uznawane za najpiękniej usytuowane w Alpach. Jest najważniejszym ośrodkiem regionu Salzkammergut, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to jedna z najstarszych w dziejach Europy osada, zawdzięczająca swoje powstanie wydobywanej tu od 2500 lat soli. Wyżej, w stoku góry, znajduje się najstarsza na świecie, czynna do dzisiaj, kopalnia soli kamiennej. Miasto jest dosłownie wciśnięte między strome, skaliste stoki a taflę jeziora. Obecny Hallstatt zachował średniowieczny układ architektoniczny z niewielkim trójkątnym ryneczkiem otoczonym domami. Poza centrum budynki wznoszą się tarasowato na stoku góry. 

Najcenniejszym zabytkiem Hallstattu jest kościół farny Wniebowzięcia Matki Bożej, gotycki, wzniesiony w 1505 r. obok romańskiej wieży — pozostałości pierwotnej świątyni. Obok kościoła znajduje się bardzo mały cmentarz z kaplicą św. Michała Archanioła. Ze względu na brak miejsca trumny zakopywane są pionowo, a co kilkanaście lat kości zmarłych są ekshumowane i układane w kaplicy, a pomnik nagrobny zastępują czaszki zmarłych podpisane z imienia i nazwiska.
 
Kościół Wniebowzięcia Matki Bożej

Rynek

Po zwiedzeniu miasta wracam do głównej drogi i podążam na północ tym razem wzdłuż rzeki Traun, która uchodzi do Dunaju.  



Popołudniu pogoda zaczyna się psuć. Jeszcze nie pada, ale czuć w powietrzu zbliżający się deszcz. Chcąc przejechać na sucho jak najwięcej kilometrów staram się ograniczać postoje do minimum. 

Docieram nad drugie pod względem powierzchni jezioro Austrii - Traunsee. Tutaj na jednym z postojów pewien Austriak zaczepia mnie i wypytuje o moją wycieczkę. Trochę był zszokowany gdy się dowiedział, że za dwa dni mam zamiar dotrzeć do Polski. Sądził, że wybrałem się na przejażdżkę dookoła jeziora(co zresztą polecał) :D



Docieram do kurortu Gmunden. Niewątpliwą atrakcją miasta jest zamek na niewielkiej wyspie na jeziorze.
 
Zamek Ort




Z nieba spadają pierwsze krople deszczu. Na razie to tylko cisza przed burzą. Rezygnuję z centrum i jadę w kierunku Wels.

Jedzie mi się bardzo dobrze. Prędkość przekracza 30 km/h. Starałem się uciec goniącej mnie burzy. Niestety nie udało się i musiałem przeczekać przeszło godzinę na przystanku autobusowym. W między czasie zapadł zmrok i gdy ruszyłem nie było już tak przyjemnie. Na jezdni sporo wody, która już nie odparowywała. Zanim dotarłem do Lambach i tak byłem cały mokry :(
 
Klasztor Benedyktynów w Lambach

Z Lambach jadę już krajówką do Wels. Do miasta docieram przed 22-gą. 
Ledererturm



W mieście więcej czasu spędzam na błądzeniu niż na zwiedzaniu. Wydostać się z Wels było dla mnie nie lada wyzwaniem. Chciałem nadal jechać wzdłuż rzeki krajówką, ale oznakowanie dróg było beznadziejne. W końcu udaje mi się opuścić miasto. Jednak podążałem dalej podrzędnymi drogami przez niewielkie miejscowości. Musiałem pokonać kilka podjazdów, które dawały nieźle w kość przy sporym już zmęczeniu. Na noc zatrzymuję się pod dużą wiatą w polu w okolicy Weißkirchen an der Traun. W nocy przechodzą dwie burze. Dnia szóstego udaje się pokonać najdłuższy dystans jak do tej pory podczas tej wyprawy - 217 km :)



Więcej zdjęć pod adresem : LINK

cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz