Jak zwykle przed ruszeniem w drogę wyznaczam na mapie trasę, którą będę podążać tego dnia. Staram się ułożyć trasę tak by wiodła wzdłuż cieków wodnych. Jadąc w kierunku północnym mam pewność, że będzie z góry ;)
Mgła nad Bischofshofen |
Bischofshofen - na pierwszym planie kościół św. Maksymiliana, a z tyłu kościół MB. Z tyłu, pomiędzy kościołami widoczna skocznia narciarska.
Z Bischofshofen jadę ciągle wzdłuż rzeki Salzach. W dali widoczny jest zamek Hohenwerfen. Fortyfikacja została wybudowana w latach 1075-1078
Widoczność nie jest już tak dobra jak dzień wcześniej. Pionowe na kilkaset metrów ściany Masywu Tennengebirge robią ogromne wrażenie!
Na podjeździe okrążając zamek wyprzedzam jednego z uczestników ekstremalnego wyścigu dookoła Austrii(Race Around Austria) liczącego 2200 km.
Docieram do Golling an der Salzach. W mieście zakupy i na przedmieściach drugie śniadanie.
Tutaj odbijam na wschód w kierunku Abtenau. Przyjdzie mi pokonać kilka podjazdów. Powoli oddalam się od Masywu Tennengebirge. W dali jest już widoczny Masyw Dachstein. Najwyższe szczyty są schowane w chmurach.
Gr. Bischofsmütze (2458 m) |
Abtenau |
Za Abtenau rozpoczynają się większe podjazdy. Ten główny to przełęcz Gschütt. Oczywiście co pewien czas zatrzymuję się bo nie sposób nie uwiecznić na zdjęciach świetnych widoków :)
Z trudem pokonuję 14 % podjazd na przełęcz 969 m. Na przełęczy przebiega granica landów Salzburg/Górna Austria.
Teraz przyjemny zjazd do Gosau. Pogoda ciągle dopisuje, więc kilka kilometrów dalej postanawiam nadłożyć trochę kilometrów i podjechać do Hallstatt.
Miasto uznawane za najpiękniej usytuowane w Alpach. Jest najważniejszym ośrodkiem regionu Salzkammergut, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to jedna z najstarszych w dziejach Europy osada, zawdzięczająca swoje powstanie wydobywanej tu od 2500 lat soli. Wyżej, w stoku góry, znajduje się najstarsza na świecie, czynna do dzisiaj, kopalnia soli kamiennej. Miasto jest dosłownie wciśnięte między strome, skaliste stoki a taflę jeziora. Obecny Hallstatt zachował średniowieczny układ architektoniczny z niewielkim trójkątnym ryneczkiem otoczonym domami. Poza centrum budynki wznoszą się tarasowato na stoku góry.
Najcenniejszym zabytkiem Hallstattu jest kościół farny Wniebowzięcia Matki Bożej, gotycki, wzniesiony w 1505 r. obok romańskiej wieży — pozostałości pierwotnej świątyni. Obok kościoła znajduje się bardzo mały cmentarz z kaplicą św. Michała Archanioła. Ze względu na brak miejsca trumny zakopywane są pionowo, a co kilkanaście lat kości zmarłych są ekshumowane i układane w kaplicy, a pomnik nagrobny zastępują czaszki zmarłych podpisane z imienia i nazwiska.
Kościół Wniebowzięcia Matki Bożej |
Rynek |
Po zwiedzeniu miasta wracam do głównej drogi i podążam na północ tym razem wzdłuż rzeki Traun, która uchodzi do Dunaju.
Popołudniu pogoda zaczyna się psuć. Jeszcze nie pada, ale czuć w powietrzu zbliżający się deszcz. Chcąc przejechać na sucho jak najwięcej kilometrów staram się ograniczać postoje do minimum.
Docieram nad drugie pod względem powierzchni jezioro Austrii - Traunsee. Tutaj na jednym z postojów pewien Austriak zaczepia mnie i wypytuje o moją wycieczkę. Trochę był zszokowany gdy się dowiedział, że za dwa dni mam zamiar dotrzeć do Polski. Sądził, że wybrałem się na przejażdżkę dookoła jeziora(co zresztą polecał) :D
Docieram do kurortu Gmunden. Niewątpliwą atrakcją miasta jest zamek na niewielkiej wyspie na jeziorze.
Zamek Ort |
Z nieba spadają pierwsze krople deszczu. Na razie to tylko cisza przed burzą. Rezygnuję z centrum i jadę w kierunku Wels.
Jedzie mi się bardzo dobrze. Prędkość przekracza 30 km/h. Starałem się uciec goniącej mnie burzy. Niestety nie udało się i musiałem przeczekać przeszło godzinę na przystanku autobusowym. W między czasie zapadł zmrok i gdy ruszyłem nie było już tak przyjemnie. Na jezdni sporo wody, która już nie odparowywała. Zanim dotarłem do Lambach i tak byłem cały mokry :(
Klasztor Benedyktynów w Lambach |
Z Lambach jadę już krajówką do Wels. Do miasta docieram przed 22-gą.
Ledererturm |
W mieście więcej czasu spędzam na błądzeniu niż na zwiedzaniu. Wydostać się z Wels było dla mnie nie lada wyzwaniem. Chciałem nadal jechać wzdłuż rzeki krajówką, ale oznakowanie dróg było beznadziejne. W końcu udaje mi się opuścić miasto. Jednak podążałem dalej podrzędnymi drogami przez niewielkie miejscowości. Musiałem pokonać kilka podjazdów, które dawały nieźle w kość przy sporym już zmęczeniu. Na noc zatrzymuję się pod dużą wiatą w polu w okolicy Weißkirchen an der Traun. W nocy przechodzą dwie burze. Dnia szóstego udaje się pokonać najdłuższy dystans jak do tej pory podczas tej wyprawy - 217 km :)
Więcej zdjęć pod adresem : LINK
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz